Kulig
29-30.01.2005r
„Pędzi, pędzi kulig...” i tak dalej, ale nim popędził co nieco jeszcze zobaczyliśmy. Styczniowy mroźny poranek, na dworze będzie z dwadzieścia (w minusie), a my już w trasę. Głównym punktem programu naszej zimowej wycieczki jest kulig, ale starym obyczajem zajrzymy jeszcze gdzieniegdzie.
O! Zdrowe, wręcz uzdrowiskowe powietrze żywieckie aż zapiera nam dech w płucach, jednak dzielnie maszerujemy za prowadzącym Jackiem Bar. Zajrzeliśmy na rynek żywiecki, popatrzyliśmy na remontowany zamek żywiecki, spojrzeliśmy w okna księżnej, chwila zadumy i uciekamy z tego zadymionego „kurortu”. Tu nawet śnieg nie jest biały. Atmosfera bardzo przypominała czasy, kiedy na Śląsku wszędzie dymiły kominy.
Jedziemy na obrządki „Dziadów Żywieckich”, bo to ten czas. Dziś w Milówce prezentują się grupy kolędnicze, tańczą, śpiewają z bata strzelają. Obok polskich grup zareprezentowały się też ekipy m.in. z Czech, Słowacji i Węgier. Pięknie, wesoło i kolorowo. Nawet nasza telewizyjna „dwójka” się tu pokazała – kamery, wywiady, sławy i te sprawy. Super jest ale nam czas do Węgierskiej Górki gdzie czekają na nas z obiadem. Już czas na sanie! Koniki, wozaki, muzyka gra, bajka! Panie! Bajka! Szkoda tylko, że mróz tak wielki bo zimno jak ........ Niektórzy część drogi niczym koniki – na nogach – takie zimnisko. Skracamy czas jazdy. Ognisko, kiełbaski, tańce, śpiewy – od razu cieplej i weselej. Niestety ktoś zakrzyknął – „Do sań!” – trzeba wracać.
Jednak to czas jeszcze karnawału, więc muzyka gra, ludziska tańczą, nawet Czerwony Kapturek, Leśniczy, Króliczek, Greta Garbo, Dziad z Babą (rewelka!) z nami walcują.
Po nocnych hulankach dobry spacer, zwłaszcza w słoneczny zimowy dzionek. Zaraz po śniadaniu przeszliśmy z Doliny Żabnicy do schroniska na Hali Boraczej. Trochę chmur, ale ogólnie piękna pogoda choć widoków nie bardzo. Chcieliśmy planowo schodzić do Milówki jednak warunki szlakowe nie bardzo pozwoliły więc wróciliśmy do Doliny Żabnicy i pojechaliśmy na zakończenie „Dziadów” autokarem. Popróbowaliśmy regionalnych potraw – pycha! Obejrzeliśmy finałowe występy zespołów kolędniczych i niestety czas wracać do domu. Szkoda! Że to już, a równocześnie przykro, że niewielu kolegów przewodników się z nami wybrało.
Ewa Rzepisko