XI Przewodnickie Śpiewogranie
Uczestników XI przewodnickiego śpiewogrania przyjęła gościnna Milówka. Od 24 do 26 stycznia bawiliśmy "U Kubiców" w Szarym. Tyską grupę z przyległościami z innych miast przywiózł autokarem Pan Tadeusz. Na trasie prezes Ula opowiadała o tym, czego nie widać.
Po przyjeździe do Milówki nastąpiła pierwsza seria powitań z tymi, którzy byli już na miejscu. Po zakwaterowaniu wyruszyliśmy na wycieczkę. Podjechaliśmy autokarem do Rycerki Górnej Kolonii i od kapliczki ruszyliśmy pod górę. Spacer w zimowych warunkach szybko nas rozgrzał. Droga częściowo pokryta lodem i przysypana cienką warstwą śniegu wymagała ostrożności. Po krótkim postoju koło krasnala, na Przegibek nie było już daleko. Minęliśmy schronisko i domy i ruszyliśmy dalej na Bendoszkę Wielką. Atrakcją tego szczytu o wysokości 1144 m n.p.m. są piękne widoki, ale tego dnia akurat nie było dobrej widoczności. Mogliśmy za to podziwiać 23,5 metrowy jubileuszowy krzyż Ziemi Żywieckiej, ustawiony tam w 2000 roku. Po niedługim odpoczynku zeszliśmy do schroniska na Przegibku. Drewniana chata z przytulną jadalnią idealnie nadawała się na chwilę wytchnienia po wysiłku, a przepyszny żurek pomógł zregenerować siły. Powrotna droga zielonym szlakiem minęła szybko. Łagodne zejście sprzyjało rozmowom i wydawało się, że już po chwili byliśmy na dole.
Gdy pod wieczór siadaliśmy do obiadokolacji, wciąż trwały powitania. Z radością widzieliśmy w naszym gronie przewodników, którzy po raz pierwszy przyjechali na śpiewogranie. Ze smutkiem odbieraliśmy telefony i smsy z pozdrowieniami od tych, którzy już kiedyś z nami byli, ale w tym roku być nie mogli. Na krótko pojawili się Gienio Gliwicki i Marek Tyski.
Numer 1 ze śpiewnika rozpoczął wieczorne śpiewanie. Cztery gitary i kilka "przeszkadzajek" stanowiły dobry akompaniament dla 40-osobowego chóru. Kolejne melodie wiodły nas przez to spotkanie aż do chwili, gdy do świetlicy wkroczyła góralska kapela. Teraz to do nich należał wieczór. Nie trwało długo, gdy czuła struna drgnęła i rozpoczęły się góralskie tańce. Pojedynczo i w parach pląsaliśmy w takt góralskich melodii, nierzadko wspomagając głosami smyczkowy kwartecik. Występ tak się podobał, że pożegnaliśmy młodych muzyków gromkim "Sto lat".
Posilając się chlebem ze smalcem, kiełbaskami i ogórkami, zapijając czym tam kto miał pod ręką, śpiewaliśmy dalej. Aby choć na chwilę dać odpocząć zmęczonym gardłom, piosenkę "Szła dzieweczka do laseczka" wykonaliśmy w wersji dla głuchoniemych. Kolejne wersy przypominała nam Ewa i już za chwilę "migała" cała sala. Jak zwykle entuzjazm wzbudziło "Przedszkole". Do tekstu piosenki weszła już historia śpiewograń, skrzętnie notowana przez przedstawicieli Łowicza i Warszawy.
Ci, którym kilkugodzinne śpiewanie nie wystarczyło, poszli jeszcze na nocny, a właściwie nadranny spacer.
W sobotni ranek delikatnie budził nas Kaziu Tyski, grając na harmonijce "Kiedy ranne wstają zorze". Do południa Jacek Tyski zaprosił nas na Żywieckie gody. Mogliśmy obejrzeć barwny korowód grup obrzędowych z okolicznych miejscowości, które prezentowały się na Rynku w Milówce. Odbył się również konkurs trzaskania z bata. Imprezę zakończył przemarsz kolorowych przebierańców ulicą Jana Kazimierza od Rynku do Starej Chałupy. I myśmy tam byli, miód i wino na rozgrzewkę pili, bo było aż minus 13oC, a lekki wiatr potęgował uczucie zimna. Ale sorry, taki mamy klimat…
Czas obiadu dał nam nieco odpoczynku od mroźnego powietrza. Sjesta nie trwała jednak długo, bo już czekali na nas w muzeum koronki – Izbie pamięci Marii Gwarek w Koniakowie. Misterne wzory z motywami roślinnymi i geometrycznymi na obrusach, serwetach, kołnierzykach, bluzeczkach, bieliźnie i innych wyrobach, pracowicie wyheklowane przez góralki, prezentowały się przepięknie. Niektórzy zrobili jeszcze zakupy w pobliskim sklepiku z wyrobami góralskimi.
W sąsiedniej Istebnej odwiedziliśmy chatę Jana Kawuloka, do której zaprosił nas jej kustosz Janusz Macoszek, laureat tytułu Ślązak Roku 2010 roku. Z humorem i dużym znawstwem tematu opowiadał o życiu beskidzkich górali, ich domach, rodzinnych zwyczajach, pracy. Zaprezentował też ludowe instrumenty: flety, piszczałki, okarynę, trombitę i gajdy, na każdym wygrywając krótką melodię. Z dużym zainteresowaniem i przyjemnością wysłuchaliśmy gawędy młodego górala.
Ostatnim punktem popołudniowego programu był kościół pw. Dobrego Pasterza w centrum Istebnej. Po świątyni, pełnej dzieł sztuki miejscowych artystów, oprowadził nas Jacek Tyski. Mogliśmy obejrzeć rzeźbione przez Ludwika Konarzewskiego seniora elementy ołtarza, balustrady, ambony, chrzcielnicy oraz obrazy i ciekawe polichromie pędzla Jana Wałacha. Odwiedziliśmy też bardzo dobrze zaopatrzony w materiały punkt informacji turystycznej w pobliżu kościoła.
W czasie kolacji nie zdążyliśmy jeszcze spałaszować smakowitej zupy gulaszowej w chlebku, a tu wchodzi na salę sympatyczna góralka. Ewa przedstawiła naszego gościa: Mama Golcowa! Pani Irena, pogodna i uśmiechnięta, wierszem, prozą i piosenką opowiadała i śpiewała nam o Milówce i okolicach, o rodzinie i o sobie. Na tradycyjnie sprezentowanych nam przez grupę łowicką kalendarzach, pani Golcowa chętnie wpisywała dedykacje i rozdawała autografy.
Po tak dobrze rozpoczętym wieczorze, nasze piosenki śpiewały się prawie same. Każdy mógł się poczuć grajkiem, gdy z Ewą śpiewaliśmy "Jestem muzykantem", w każdej zwrotce stając się wirtuozem innego instrumentu.
Kolejnym naszym gościem była Jadzia Wiessler, kuzynka Baby. Tematem spotkania było oczywiście jedzenie. W konkursie można było wygrać książeczki z przepisami na maszkiety, trzęsionki i inne smakołyki. Wybrańcy otrzymali również przyprawy: Marek pieprz, a Jola majeranek. Wszyscy dostali po bobkowym listku na laurowy wieniec. Swoje odwiedziny Jadzia zakończyła, częstując ziołówką.
Występ Jadzi się skończył i usłyszeliśmy głośny huk. Obawialiśmy się, że coś przydarzyło się Jadzi, ale okazało się, że ucierpiał instrument. Jak na dobrym rockowym koncercie połamała się gitara. W chwilę potem w kolejnej pękła struna. Ale mimo bardzo późnej pory pełna energii grupa na pytanie "Kończita?" wciąż odpowiadała przecząco. Towarzystwo powoli topniało, najwytrwalszych czekała tylko chwila snu.
Niedzielę rozpoczęli Kaziu i Grażyna harmonijkowo-fletowym duetem. Po śniadaniu niektórzy już pożegnali się z nami. Grupa autokarowa ruszyła w trasę. Po raz ostatni mieliśmy możliwość podziwiać wiadukt nad doliną, wsparty na wysokich przęsłach – prawdziwe dzieło sztuki inżynierskiej.
Skierowaliśmy się do Leśnej k. Żywca. Tam odwiedziliśmy aquapark, jednak głównym naszym celem był kościół pw. Michała Archanioła i spotkanie z jego proboszczem księdzem Piotrem Sadkiewiczem, laureatem konkursu na Proboszcza Roku 2005. Ksiądz opowiedział nam o świątyni i działalności, jaką prowadzi wśród parafian. Wystrój kościoła to w większości prace prof. Czesława Dźwigaja. Dzięki staraniom księdza Sadkiewicza i innych osób, w kościele udało się zgromadzić ponad 140 relikwii błogosławionych i świętych kościoła katolickiego. Kultowi towarzyszą konkretne inicjatywy, inspirowane ich życiem, skierowane ku drugiemu, cierpiącemu człowiekowi. W Leśnej organizowane są z dużym powodzeniem akcje honorowego krwiodawstwa, wielu mieszkańców tej niewielkiej wsi jest zarejestrowanych jako dawcy szpiku kostnego (dokonano już 6 pobrań), wielu podpisało też deklarację woli wykorzystania organów do transplantacji. Z parafialnych funduszy zakupiono 30 łóżek rehabilitacyjnych i inny sprzęt dla chorych, który można wypożyczyć. Zafascynowani słuchaliśmy opowieści skromnego i sympatycznego księdza Sadkiewicza o "fenomenie Leśnej", będąc pod wrażeniem ogromu działań, jakich przez kilkanaście lat pobytu w tej parafii udało mu się dokonać. Kościół w Leśnej ma swojego "małego organistę". Kilkunastoletni obecnie Sebastian Niemczycki zaczął grę na organach jeszcze w szkole podstawowej. Z każdym rokiem rozwija swój talent. Niestety nie mieliśmy okazji posłuchać jego gry tym razem, ale z pewnością będzie jeszcze okazja.
Czas biegnie nieubłaganie, śpiewogranie dobiegało końca. Jeszcze tylko postój na posiłek w Bielsku-Białej i kolejne pożegnania. Żal, że musimy się rozstawać, ale spotkajmy się za rok!